Dwa skrzydła, które wspierają uważność to życzliwość i współczucie. Współczucie to pragnienie, żeby osoba czy istota nie cierpiała. To działanie w kierunku zmniejszenia cierpienia. Tej jakości towarzyszy wyraz troski. Składają się na nią kojenie i wspieranie. Wywołane są świadomością, że wokół tylu ludzi cierpi, boryka się z problemami, staje naprzeciw trudnościom, które niesie życie. W tym artykule chciałabym zwrócić uwagę na współczucie dla samego siebie.
My również tak mamy, jest to wpisane w nasze życie. Tak samo, jak o kogoś innego, możemy również troszczyć się i dbać o siebie samych. Samowspółczucie to współczucie kierowane wobec siebie samego. Czasami łatwiej jest współczuć innym niż sobie samemu. To też jest właściwe i wynika z tego czego przez wiele lat się uczyliśmy. A mianowicie, że współczucie sobie to egoizm.
Naukowcy zajmujący się tą przestrzenią dowodzą, że współczucie kierowane do siebie zmniejsza stres i wycisza wewnętrznego krytyka. Do tego buduje poczucie własnej wartości, wzmacnia siłę wewnętrzną, a nawet podnosi odporność. Praktyka samowspółczucia pobudza te obszary w mózgu, które są związane z obniżeniem odczuwania bólu i cierpienia. Te odkrycia sprawiają, że nasze dotychczasowe przekonania są błędne.
Zdarza się, że mylimy współczucie z innymi postawami. Nie jest to na pewno litość, pobłażanie czy umartwianie się. Litowanie się jest pasywne, a współczucie daje motywację do przekraczania trudności. Podejmujemy wyzwanie i bierzemy odpowiedzialność za to, co prowadzi do cierpienia – na tyle, na ile możemy to zmienić. Nie obwiniamy za cierpienie innych, ale zaczynamy działać, aby jakoś sobie ulżyć i poradzić. Nie jest to użalanie się czy roztkliwianie się nad sobą. Nie jest również pozostawaniem w pozycji bezradności i biernym pozostawanie w pewnej sytuacji i rzeczywistości z nastawieniem, że tu nie da się niczego zmienić. To postawa aktywna, za którą idzie potrzeba zrozumienia i zmiany sytuacji, w której się znaleźliśmy. Jeśli nie zdołamy zmienić sytuacji to możemy chociaż zmienić nastawienie do tego, co nas spotyka.
Samowspółczucie nie jest również poczuciem słabości, z którym zdarza nam się je kojarzyć. Niektórzy z nas mogą obawiać się, że kiedy zaczną sobie współczuć, to obniży się ich motywacja do zmiany. Nie dzieje się tak. Najpierw mamy zauważyć, uznać i przyjąć trudność, a potem działać w kierunku radzenia sobie z tym. Te akty wymagają raczej odwagi – nie są słabością. Nie jest to w końcu egoizm. To, że zauważę, że cierpię prowadzi do tego, że chcę coś z tym zrobić, chcę to zmienić.
Współczucie to działanie w kierunku zmniejszenia cierpienia. Dodaje siły, mocy i pozytywnej energii do działania. Jest postawą aktywna. Wiąże się z zauważaniem tego, że cierpimy. Jest zrozumieniem kierowanym ku samemu sobie. Wywodzi się z akceptacji tego jacy jesteśmy, jacy się urodziliśmy, jaka była nasza przeszłość. Tym samym skłania nas do wysiłku i zauważenia w jakiej sytuacji obecnie się znajdujemy. Z jednej strony pochylamy się nad sobą, swoim losem, dostrzegamy nasze cierpienie nieodłącznie związane z życiem. Z drugiej dążymy do tego żeby sobie pomóc i ulżyć. W rezultacie decydujemy się działać i podjąć kroki żeby to zrobić. Nie przeciwstawiać się temu, ale rozsądnie z życzliwością robić coś co to cierpienie zmniejszy. Na przykład będąc bardziej życzliwymi dla siebie, biorąc sobie mniej na głowę, rezygnując z niektórych zachcianek. Możemy dokonywać mądrych wyborów. Zgodnych z nami samymi i opartych o to, co jest dla nas dobre. Dla naszego ciała, duszy i umysłu. Jak możemy tego dokonać? Poprzez większą świadomość tego co robimy. Do tej świadomości z kolei możemy dojść drogą rozwoju uważności i praktykując samowspółczucie. Ćwicząc najpierw współczucie i przejawy troski, kierowane wobec nas samych w medytacji. Potem naturalnie przenosi się to do naszej codzienności. Samowspółczucie to jakość, którą możemy praktykować i rozwijać. Dzięki praktykom współczucia dla samego siebie możemy zmniejszyć opór, który mamy przed samowspółczuciem. Możemy doświadczyć w ciele tego co przynosi współczucie: rozluźnienia, ciepła, harmonii, siły. Rozpoznać z czym dla nas wiąże się odczuwanie współczucia wobec siebie samego. Kiedy już wiemy z jakimi odczuciami ono nam się kojarzy, możemy z każdą praktyką coraz mocniej i głębiej doświadczać jak rozchodzi się po naszym ciele i sprawia ukojenie. Możemy podjąć kroki, żeby włączyć w życie, więcej tego, co daje nam szczęście. Jednocześnie jeśli to możliwe, wyłączyć to co nas dołuje czy sprawia cierpienie.
Poziom współczucia wobec siebie samego odzwierciedla naszą relację z samym sobą. Pokazuje czy jest przyjacielska i wiąże się z poczuciem spokoju czy raczej niepokojem i napięciem. Idąc ścieżką rozwoju uważności odkryłam, że współczucie wobec siebie samej to dla mnie coś trudnego. Wiąże się z niepokojem i napięciem. Zdałam sobie sprawę, że jest we mnie mało współczucia wobec siebie samej jak innych. Związane było to z błędnym rozumieniem tego pojęcia. Takie wypaczone podejście było połączone z przekonaniem, że samowspółczucie jest słabe i nie przystoi. Dzięki praktykom uważności zdałam sobie sprawę, że jest we mnie niewiele współczucia. Poczułam, że dzięki medytacji mogę tą jakość w sobie rozwinąć. Tym bardziej, że dowiedziałam się, że jest to coś z czym się urodziłam i w zasadzie od zawsze we mnie jest. Wystarczy tylko, że ją odnajdę pod zewnętrzną skorupą, która chroniła mnie do tej pory przed zranieniem czy byciem miękką.
U mnie podejmowana systematycznie praktyka samowspółczucia pomogła zauważyć co mnie rani w relacjach z innymi, szczególnie w tych relacjach z najbliższymi. Bo jednak tu najczęściej i najgłębiej odczuwamy to co nas boli i sprawia przykrość. Na bieżąco dostrzegam co jest dla mnie trudne, co mnie obciąża i co stresuje w życiu codziennym. W jakich momentach sama siebie dobijam i dodatkowo dokładam sobie cierpienia. Wymagam więcej, stawiam wyższą poprzeczkę. To wszystko pozwoliło mi zauważyć jak jest i co mi nie służy i mnie nie wspiera. Uczę się być przyjaciółką dla siebie samej. Zaczynam coraz bardziej troszczyć się o siebie, tak jak o ukochaną osobę. Zacieśniam relację z samą sobą. Staram się być bardziej życzliwa i wspierającą. Potrafię o siebie zadbać i nie oczekuje już tego wyłącznie od innych. To wzmacnia we mnie poczucie własnej wartości, zaufanie do siebie, wiarę w to że jestem wystarczająco dobra taka, jaka jestem.
Samowspółczucie jest dla mnie ogromnym wsparciem w chwilach cierpienia czy wtedy, kiedy mój wewnętrzny krytyk chce przejmować dowodzenie. To naturalne, że dążę do tego, żeby mieć w życiu mniej cierpienia czy dyskomfortu. To żaden egoizm. Otwieram serce na siebie. Chce być bezpieczna, zdrowa, szczęśliwa. Dążę do tego, żeby żyło mi się lekko. Czy jest w tym coś niewłaściwego, że sama do siebie kieruje słowa współczucia, zrozumienia i chcę zadbać o siebie. Szczególnie w chwilach kiedy nikt tego nie dostrzega, kiedy pozostaje sama ze swoimi zmartwieniami bo inni nie uznają i nie uprawomocniają moich uczuć.
Współczucie wobec nas samych i traktowanie siebie z życzliwością i miłością prowadzą do tego, że jesteśmy tacy wobec innych. Gdy czujemy się wystarczająco dobrzy i pełni w środku, otwieramy swoje serca na innych. Uczucia, które rozwijamy i budujemy w sobie niesiemy na zewnątrz, do świata. Gdy sami zaczynami sobie współczuć, zaczynamy bardziej dbać o siebie. Kiedy czujemy się zadbani łatwiej jest nam otwierać się na ból i cierpienie innych. Nie powoduje to u nas już tak dużego dyskomfortu i sprawia, że nie boimy się już tak czyjegoś cierpienia. Przestajemy uciekać od tego i łatwiej jest nam współczuć innym i im pomagać.