Z dorastającym człowiekiem pod dachem każda chwila jest nieprzewidywalna. Nastoletnie dziecko bywa źródłem stresu i frustracji, ale – przy odpowiednio uważnym podejściu – może być inspiracją do rozwoju.
Mam wobec swoich dzieci pewne pragnienia, oczekiwania. Maleją z czasem, ale trudno mi z nich całkiem zrezygnować. Jestem obarczona różnymi ograniczającymi przekonaniami, które mi w tym nie pomagają. Wiele z nich już zmieniłam na wspierające, ale części wciąż nie jestem świadoma. Zdarza mi się, choć już coraz rzadziej, reagować silnymi emocjami na bezpośrednie komentarze czy impulsywne zachowania moich nastolatków. Pojawia się bezsilność, z powodu której emocje biorą górę. Uważność nauczyła mnie w takich momentach zatrzymywać się.
Bywało różnie. Zdarzało mi się nie radzić sobie ze złością i ranić dzieci. Teraz coraz częściej udaje mi się robić pauzę pomiędzy bodźcem, który na mnie działa ze strony córek, a moją reakcją. Tak postępując, mam okazję więcej usłyszeć i nauczyć się reagować w mądry sposób. Nie z poziomu emocji. Tego nauczył mnie trening uważności. Odkryłam moc oddechu, który wycisza moje emocje, reguluje je. Swoim przykładem pokazuję to dzieciom. Nie wystarczy powiedzieć: „uspokój się”, jeśli nie nauczymy dziecka, w jaki sposób ma to zrobić. Kiedy oczekujemy od nastolatka wyważonej i racjonalnej dyskusji, a sami automatycznie reagujemy emocjonalnie, jesteśmy hipokrytami.
Zdarza mi się zamartwiać nagłymi zmianami zachowania moich nastoletnich dzieci. Nie zawsze to rozumiem, ale próbuję zaakceptować, bo przecież to naturalne zachowanie w tym wieku. Jestem świadoma, że młody człowiek w ten sposób poznaje siebie, doświadcza tego, kim jest, sprawdza swoje potrzeby i trzeba mu na to pozwolić. Chcąc ochronić go przed światem, by uniknął błędów, ograniczamy go. Wolelibyśmy, żeby nastolatek był przewidywalny i emocjonalnie stabilny, bo sami chcemy się przy nim czuć bezpiecznie. W tym celu usiłujemy nim sterować – służymy radami i wskazówkami. Czeto jednak nie zdajemy sobie sprawy, że gotowych recept na życie nie ma i nie zauważamy, że przepisy, które oferujemy, są już przeterminowane, bo sprawdziłyby się w naszej nastoletniej rzeczywistości. Ale to już przecież przeszłość i to w dodatku nasza. Warto uświadomić sobie, że nasz nastolatek żyje w innym świecie, niż my żyliśmy. Starając się zatrzymać czas, blokujemy go przed doświadczaniem i uczeniem się życia tu i teraz. Jego życia. Owszem, jest wiele prawd uniwersalnych. Ważne, abyśmy nauczyli dziecko na przykład odpowiedzialności, zaradności, życzliwości i szacunku wobec drugiej osoby, żeby ułatwić mu wejście w dorosłe życie. Zauważyłam, że dzieci najszybciej się tego uczą, obserwując nas. Na siłę im tego nie wtłoczymy do głów, ale możemy pokazać poprzez nasze zachowania.
Czasem myślę, czy nie jest we mnie zbyt dużo krytycyzmu. Przez to, że bywam niepewna siebie, chcę swoim dzieciom ciągle udowadniać, że jestem lepsza od nich, mądrzejsza. Zdałam sobie sprawę, że w ten sposób okazuję im brak szacunku i akceptacji. Jako rozwiązanie przyszło mi na myśl, żeby poopowiadać im o swoim dzieciństwie i doświadczeniach z okresu dojrzewania. Nawet o tych, które uważam za głupie. Myślę, że takie rozmowy zbliżają do dorastających dzieci. Coraz częściej z tego korzystam. To sprawia, że dajemy się im poznać z zupełnie innej strony – nie wszechwiedzącego rodzica. Czasem warto powiedzieć: „Wiesz, jak tak patrzę na siebie, to czasami mam wrażenie, że nie mam się czym chwalić, ja też czasem popełniałam błędy”. Pokażmy im, że jesteśmy ludźmi, a rzeczą ludzką jest błądzić. Szukamy przez to siebie, doświadczamy życia, poznajemy innych. Może warto spróbować rozmawiać bardziej pytaniami niż osądzać? Spróbujmy pokazać dobre rozwiązania, na które jako młodzi ludzie nie wpadliśmy. Najważniejsze, według mnie, to nauczyć dzieci brania odpowiedzialności za to, co robią. Mamy być dla dziecka trampoliną do jego własnego rozwoju. Może na tym warto się skoncentrować.
Odkryłam, że ważne jest szukanie równowagi pomiędzy moimi i ich potrzebami. Próba dostrojenia się do tego, co nastolatek czuje, okazała się dla mnie kluczem do lepszej relacji z nim. W tym trudnym czasie wiele sytuacji jest dla niego wyzwaniem. Oprócz tego, z czym dorastające dziecko konfrontuje się na zewnątrz, dochodzą jego wewnętrzne stany, z którymi spotyka się po raz pierwszy w życiu. Poznaje siebie i nie zawsze jest zadowolony z tego, jaki okazuje się być. Jest to czas, kiedy dochodzi do głosu jego krytyk wewnętrzny i nieźle daje popalić. Wielu nastolatków izoluje się od dorosłych, nie czując zrozumienia. Nie zawsze mają też przyjaciela, z którym mogą szczerze porozmawiać. Zostają wówczas sam na sam ze swoim wewnętrznym głosem, który zazwyczaj nieustannie ich krytykuje. Ważne, żebyśmy nie zostawiali ich samych i towarzyszyli w przeżywaniu zarówno trosk, jak i radości. A także pozwolili na bunt, kontestowanie rzeczywistości. W ten sposób nastolatek sprawdza, jak daleko może się posunąć i gdzie zaczyna się jego moc. Niestosowanie się do reguł, eksperymentowanie z tym, co zabronione są wkalkulowane w ten etap życia. Jeśli to zaakceptujemy jako rodzice, będzie nam wówczas łatwiej przetrwać. Zauważyłam, że dzięki puszczeniu mojej nadmiernej kontroli, zyskała na jakości moja relacja z dorastającymi dziećmi.
Nie tylko złoszczę się na nastoletnie dzieci i przeżywam bezradność. Ja się także boję. W moim odczuciu największym wrogiem rodziców jest brak odwagi. Sprzymierzeńcy z kolei to zrozumienie i zaufanie. Zacytuję Elin Snel, holenderską twórczynię metody rozwoju uważności dla dzieci i młodzieży, która dla rodziców nastolatków napisała książkę „Uwaga to działa” – „Odwaga (ang. courage), pochodząca z serca (fr. coeur), daje szansę otworzyć się na to, czego w głębi serca boisz się najbardziej, czego nie chciałbyś nigdy przeżyć. Uważne (ang. mindful) obchodzenie się z nastolatkiem wymaga przede wszystkim odwagi, a wzięcie pod lupę uczuć i reakcji wymaga wyjścia ze strefy komfortu.”
Mamy zatem wybór. Możemy nadal zamartwiać się o to, czy kiedykolwiek jeszcze będzie dobrze, albo zacząć wspierać dziecko. Droga prowadząca z dzieciństwa w dorosłość bywa kręta i pełna wybojów, ale możemy towarzyszyć nastolatkowi w tej podróży. Czyli pozwolić na doświadczanie pełni uczuć. Uznać, że mają prawo czuć radość i przygnębienie, złość, wstręt, strach. Po to, żeby ich życie było wypełnione całą paletą uczuć, jaka jest dostępna. Wtedy będzie pełne.
Po wielu nieudanych próbach, zdałam sobie sprawę, że bycie doskonałym rodzicem nie jest możliwe. Staram się robić wszystko najlepiej, jak potrafię. Daję sobie prawo popełniać błędy i pomyłki. To może się zdarzyć każdemu, nawet wtedy, kiedy bardzo kocha. Odpuszczam, szczególnie sobie. Przestałam dążyć do tego, żeby być bohaterką w oczach dzieci. Czasami bycie autorytetem jest nieosiągalne, i o ile sprawdzało się w relacji z dzieckiem, kiedy było młodsze, teraz już nie działa. Bycie przyjacielem też wydaje się być mrzonką. Poza tym wtedy o wiele trudniej stawiać granice, które są dziecku potrzebne i w czasie dojrzewania. Nie wymagajmy zatem od siebie rzeczy niemożliwych. Dorastające dziecko chce przede wszystkim, żebyśmy byli prawdziwi, a nie idealni. Nasz autentyzm sprawi, że dziecko poczuje się pewniej. Jeśli nawet nie teraz, to w przyszłości.
Na koniec chcę zacytować słowa Rumiego, może będą dla nas rodziców drogowskazem: „W życiu nie tyle o szukanie miłości chodzi, Ile o odkrywanie murów, Jakie w sobie pieczołowicie wznieśliśmy, A które nas od miłości oddzielają.”